Konta osobiste

sobota, 27 czerwca 2015

Diwy... czyli wszyscy wszędzie patrzą na mnie.

Witajcie, 

Dziś nieco inaczej niż zwykle. Dziś... wbrew pozorom nie o mnie. Ani o mojej córce... ani o mężu ;) Ani nawet nie z własnego doświadczenia, ale... z własnej obserwacji. 
Dzisiaj po prostu o DIWACH. 

Nie, nie, nie... i jeszcze raz nie. 
Nie o gwiazdach polskiej sceny filmowej, muzycznej ani żadnej innej. 
O żadnych światowej czy choćby krajowej sławy gwiazdach. 
Dziś o rodzicach i megalomańskim bądź egoistycznym skupieniu na sobie. 
No, właśnie. 
Nie tak dawno temu przeglądając strony internetowe, a przy okazji czytając niektóre blogi, znalazłam publikację, która poruszyła mnie do głębi. Poruszyła, nie wzruszyła - aby było jasne. 

Mianowicie mocno uderzył mnie ton wypowiedzi. który zdawał się aż krzyczeć "ja", "mnie", "moje", "mi" i czego jeszcze by typowy egoista samolub nie wymyślił. Co najdziwniejsze tekst dotyczył dziecka (z całą pewnością) autora, a raczej podróży autora z dzieckiem. I tutaj właśnie zaczynam się zastanawiać, kto z kim podróżował... albo kto w tym połączeniu odgrywał większą rolę, skoro autor wplatając w historię opis zachowania dziecka, co rusz wskazywał na siebie. 

Początkowo myślałam, że to tylko wrażenie, ale przypadkiem (całkowitym, a nie zamierzonym) zaczęły trafiać do mnie teksty innych rodziców. Zwykle utyskujących, bo ich dziecko to albo tamto zrobiło, przeżyło itp. Jednak coś nie dawało mi spokoju w tych wszystkich wyznaniach i w końcu znalazłam czynnik wspólny - "ja". 

Moi kochani rodzice, apel do Was...
Cały świat nie patrzy na Was, nie kręci się wokół Was i jak tylko coś się stanie (lub i nie), nie wszyscy myślą o Was. 

Jechałam ostatnio autobusem i siłą rzeczy na myśl przywędrowało wspomnienie tekstu o podróży z maluchem w komunikacji miejskiej. O tym, jak wszyscy krytycznym okiem spoglądają (wprost lub zza gazety) karcąco na autora, bo jego dziecko zwyczajnie płakało w wózku. Na domiar tego, sytuacja była o tyle zaskakująco podobna, że w tym samym autobusie ze mną jechała młodziutka kobieta z dzieckiem w wózku. Niestety, dziewczynka zdecydowanie wolała nie jechać, gdyż płacz brzmiał czysto i dźwięcznie w całym pojeździe. 

O, no faktycznie... teraz można i mnie zarzucić, że gapiłam się na biedną, bogu ducha winną kobietę z myślą: "co ona robi temu biednemu dziecku". O, nie, nie, nie, moi drodzy. 
Prawdopodobnie gdybym zaledwie dzień wcześniej nie przeczytała wpisu na cudzym blogu opisującego bardzo starannie taką sytuację, pewnie w życiu nie skupiłabym uwagi na dziecku i jego opiekunce/matce na dłużej niż kilka sekund. Najzwyczajniej bowiem jechałam słuchając muzyki i czytając pdf-a na telefonie, i mając cały otaczający mnie świat głęboko gdzieś. 

Zastanawiam się zatem czy tylko ja jestem tak wyalienowana i nieuwrażliwiona na tego typu sytuacje, że nie zwracam po prostu uwagi, czy to autor tamtego tekstu zaczynał cierpieć na paranoję - "wszyscy mnie obserwują i każdy myśli o mnie"... bo co? Bo dziecko się rozpłakało? Ludzie, przecież to jest normalna kolei rzeczy - dzieci płaczą, czasem bez powodu. I sądzę, że każdy o tym wie. A już z pewnością każdy, kto ma lub miał dziecko. 

Planując ten wpis, na myśl przyszły mi tylko diwy - słynne osoby, które chcą czy też nie, ale swoją sławą skupiają na sobie uwagę. Podobne zjawisko, moim osobistym zdaniem przynajmniej, miało miejsce również tutaj. Rodzic wiecznie umiejscowiony przez dziecko w centrum uwagi, być może mimowolnie i mechanicznie wręcz usiłuje postawić się w tym samym centrum, ale pośród innych osób.
Zatem drogi tatusiu i droga mamusiu, jeśli nie jesteście Brattem Pittem lub Angeliną Jolie, nie liczcie na przeogromne pokłady uwagi ze strony wszystkich pozostałych ludzi, w otoczeniu których w danym momencie się znajdujecie.

środa, 10 czerwca 2015

Zakręcony, zwariowany czas...

Witajcie moi mili, 
Wiem, że ostatnimi czasy wpisy przestały się pojawiać. Jednakże było to tylko tymczasowe zawieszenie publikacji, wynikające z nowej pracy... Tak, tej pracy, o której wspomniałam w poprzednim poście. 

Jako że wiele mam do przyswojenia, aby wykonywać ją w sposób należyty, mój czas mocno się ograniczył. Prócz pracy i czasu dla rodziny (najbliższej - córki i męża) praktycznie nie pozostawało nic więcej do dyspozycji. Pewnie bym oszalała, gdybym tej małej resztki - chwili gdy jestem w domu, a moje maleństwo już śpi - nie wykorzystała na relaks i odpoczynek. Relaks dla samej siebie i odpoczynek również... 
Młodej mamie też się należy ;) 

Powoli ogarniam...
Odzyskuję równowagę między światem zawodowym, rodzinnym, a moim prywatnym - jak chociażby pisanie ;) W związku z tym kolejny post - jak widzicie - już jest. 

Niestety prócz sukcesów, jakie osiągnęłam w przeciągu minionego miesiąca, przeżyłam też okropne chwile... uroki rodzicielstwa. 
Moja córcia miała niewielki (z perspektywy czasu) wypadek i wylądowałyśmy w szpitalu... Dzięki Bogu, nic poważnego jej się nie stało, a siniec już niemal całkowicie zeszedł. 

Na chwilkę obecną w szalonym skrócie byłoby na tyle... W miarę możliwości wkrótce kolejny pościk ;)