Konta osobiste

czwartek, 28 sierpnia 2014

Kolczyki - decyzja rodziców, rodziny czy dziecka?

Temat kolczyków i przekłucia uszu naszej małej Zuzi od dawna towarzyszy naszej rodzinie.W zasadzie od czasu ciąży wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie mi zmierzyć się z pewnymi tematami. Jednak nie przypuszczałam, iż okaże się to aż tak szybko. Wszystko jednakże rozpoczął prezent, jaki nasza mała córcia otrzymała na chrzciny- piękna para kolczyków. 

Od tamtej pory co rusz razem z mężem zastanawiamy się, kiedy nastanie najbardziej odpowiedni czas, aby przekłuć uszka córce. Po długich naradach uznaliśmy, że najlepszym czasem będzie świętowanie pierwszych urodzin malutkiej. W teorii pomysł ten wyglądał bardzo dobrze. Mała bardzo szybko powinna przyzwyczaić się do dodatkowej biżuterii.  Ponad to świętowanie pierwszych urodzin również zdaje się idealnym terminem do sprawienia takiej przyjemności
 I - nie ukrywam - rozwiązany zostałby problem ze wspaniałomyślnymi darczyńcami prezentu. Zwłaszcza jeśli o ciotkę chodzi,  gdyż ona najbardziej naciska. 

Jednakże wczoraj natknęłam się na bardzo interesujący artykuł opisujący możliwe powikłania i skutki tak wczesnego przekłuwania uszu u dzieci. W tym też momencie zapaliła mi się czerwona lampka. 

Polscy naukowcy ostrzegają: kolczyki szkodzą dzieciom 

Jasno wynika z niego, iż w późniejszym czasie u dziecka może wystąpić alergia na niektóre produkty spożywcze czy biżuteria. Dziać może się tak, dlatego iż kolczyki - w zasadzie jako jedyny element biżuterii - mają bezpośredni kontakt z układem immunologicznym człowieka. 

Razem z mężem nie chcemy przecież skrzywdzić dziecka. Nasze tak zwane widzimisię nie może kolidować w żaden sposób z dobrem dziecka bez względu na nasz punkt patrzenia czy chociażby naciski członków rodziny jak siostra, szwagierka czy teściowa. 

Kochani rodzice. Jeśli dla Was także najważniejsze jest dobro Waszego dziecka, nie podejmujcie pochopnych decyzji o tym czy o tamtym zabiegu kosmetycznym. A już przede wszystkim dowiedzcie się,  jakie skutki mogą przynieść takie działania.  

niedziela, 17 sierpnia 2014

Ząbkowanie wielką bitwą małego dziecka...

Ostatnio moje myśli krąży wokół wszystkiego prócz bloga, lecz nie zamierzam go zaniedbywać. Po prostu codzienne obowiązki nie zawsze pozwalają skupic się choć przez moment na zajęciu innym, dodatkowym, nieobowiązkowym... Ciężko też czasami sklecić swoje rozbiegane myśli w konkretne zdania o określonej tematyce. 
Zwłaszcza gdy do tej całej rutynowej i nierutynowej codzienności dołącza zmęczenie. 

O, tak... zmęczenie. 
Ostatnio mielismy cięższy czas związany bardzo mocno z ząbkowaniem, które nasza córcia przechodziła ostatnio niezwykle boleśnie. 
Za dnia swędzace oraz mocno popuchnięte dziąsełka ie dawały sie we znaki aż tak bardzo jak w nocy. Zuzia miała nie tylko problem z zasypianiem - co czasem stanowiło męczarnie dla niej i dla nas - ale także z jedzeniem czy trzymaniem czegokolwiek w buzi. To ostatnie może wydawać się najmniejszym problemem, bo i niby co takie dziecko miało by trzymać w buźce - spytają co poniektórzy. A jednak... 
Pamiętać trzeba, że właśnie taki malec w buzi trzymać może wiele począwszy od smoczka i jedzenia, a zakończywszy na chociażby zabawkach. W końcu takie dziecko właśnie między innymi przez włożenie przedmiotu do buzi poznaje świat. 
Co zaś tyczyło się nocy oraz nocnego spania również nie należało to do prostych czynności. Jeśli już po wielu próbach udało nam się uspokoić Zuzię i uciszyć jej płacz, po zaśnięciu przysypiała ona około pół godziny do godziny czasu, a następnie wszystkie czynności rozpoczynaliśmy na nowo. 

Najgorszym jednak pozostawała świadomość, że nasze dziecko cierpi tak bardzo, a my nie jesteśmy zdolni ukoić tego bólu. Próbowaliśmy stosować żele na dziąsełka, lecz niewiele one dawały. Po licznych próbach ustaliliśmy, że jakikolwiek efekt odnosi syrop przeciwbólowy, jednakże i tu pojawiał się kłopot przy jego aplikacji. Bowiem podawany jest on doustnie - jak zresztą każdy syrop - zaś każdy przedmiot w ustach stanowił problem. 

Jednak mimo wszystko daliśmy radę, ale to nie nasze zwycięstwo tylko Zuzi.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Nie zamykaj dziecka w "bańce" - pozwól mu żyć!

Dziecko dla dobrego i wręcz prawidłowego rozwoju potrzebuje bodżców. I to wszelkiego rodzaju. Potrzebuje dotknąć, usłyszeć, zobaczyć, powąchać, a nawet posmakować. 
Nie twierdzę, aby małemu dziecku dawać np. do jedzenia ciężkostrawną fasolę. Mam na myśli zapewnianie dziecku bezpiecznych wrażeń oraz odczuć. 
Bezpiecznych nie znaczy też przesadnego zamykania w bańce, gdyż takie działania mogą spowodować, że bańka w pewnym czasie pęknie, pozostawiając wyłącznie szkodę. 

Pamiętam, jak z córeczką wychodziłyśmy ze szpitala tydzień po jej narodzinach.
Była zima, śnieżek prószył przyjemnie ochładzając skórę. Lecz ani temperatura ani ogólne warunki nie sprzyjały dzieciom. Jednakże nie było wyjścia, jak przemieścić w jakiś sposób córeczkę ze szpitala... 

Szczerze mówiąc, widząc dziś, jaka jest zahartowana, nie żałuję tych zimowych spacerów czy chociażby pluszowych zabaweczek, na których przecież w sposób - ponoć - wzmożony osiadają roztocza. 

Dowiedziałam się, że moja mała bratanica przebywa w szpitalu z zapaleniem płuc oraz migdałów. Owszem, przykro mi z tego powodu, choć nie mam z nią kontaktu. Jednakże jest to dopiero roczne dziecko. 
Aczkolwiek znam postępowanie jej rodziców, będące aż do przesady "idealną bańka ochronną". 

Dziecko nie może bawić się pluszowymi zabawkami z powodu obecności roztoczy. 
Dziecko nie może jeść nic poza mlekiem - naturalnym / modyfikowanym - przez znaczny okres czasu. Wszystko inne może uczulać. 
Dziecko nie może mieć kontaktu ze zwierzętami, bo to sierść albo innego typu zarazki. 
Wszystko z czym dziecko ma kontakt musi zostać dokładnie wymyte, a najlepiej wyparzone. 
Pampersy najlepiej zmieniać co godzinę, żeby pupcia nie była obszczypana...

Te i im podobne stwierdzenia nie raz i nie dwa razy można było usłyszeć od zarówno mojego brata, jak i jego partnerki. Cóż, gdyby miał może większe pojęcie o dzieciach, wiedziałby, że dzieciom POTRZEBNE SĄ BODŹCE. 
Ilu z nas jadło jakieś dziwne rzeczy będąc małym dzieckiem ? Komu zdarzyło się zjeść odrobinę piasku, błota czy nawet małych robaczków chodzących po ziemi ? Kto będąc dzieckiem wychowywał się w otoczeniu psa, kota bądź innego zwierzaka ? 

Moja dziecko z pewnością zjadło już co nieco piasku bawiąc się w piaskownicy. 
Każdy przedmiot, jaki tylko ląduje w jej dłoniach, bierze natychmiast do ust i nie ma dla niej znaczenia czy jest to wafelek, czy może klocek lub pluszowy miś. 
Może nie na co dzień, ale jednak ma ona kontakt ze zwierzętami. 

I w zasadzie wiele innych rzeczy mogłabym wymienić, przed którymi teoretycznie trzeba "chronić" dziecko, ale kochani...  pamiętajcie, że ochrona przed wszelkimi bakteriami prędzej czy później wyjdzie nam bokiem. Dziecko nie będzie wiecznie w utworzonej przez swych rodziców bańce. Przychodzi czas, gdy pasowałoby wybrać się z maluszkiem na spacer, na plac zabaw, a z czasem nasze dziecko będzie przebywało większość czasu w otoczeniu innych dzieci, które z pewnością pochodzą z różnych rodzin, środowisk i w różny sposób były wychowywane.

Kochani rodzice, nie dajcie się zwariować wszelkim nakazom i zakazom. 
Dziecko jest dzieckiem i bodźców potrzebuje niczym człowiek powietrza.