Konta osobiste

niedziela, 27 lipca 2014

Chwile we dwie... :-)

Kolejny piękny i słoneczny dzień.
Wspaniała niedziela. Gorąca, a wręcz upalna, choć z lekkimi powiewami wietrzyka. Niemalże idealnie będzie udać się na spacerek - zwłaszcza że w pobliżu organizowany jest festyn. A też chętnie małutka Zuzia skorzysta ze świeżego powietrza. 

Jednakże póki słońce świeci jeszcze zbyt mocno, a temperatura osiąga nadal za wysoki pułap, obie cieszymy się swoją obecnościom w domu. Korzystając z dobrodziejstw techniki obie chłodzimy ciałka przy włączonym wentylatorze :-) 
Obie zajadamy ciastko z czekoladką i też obie mamy rozweselone buzie. 
Obie siedząc na dywanie w pokoju, bawimy się zabawkami. 
Obie... czekając na powrót męża do domu...



Niesamowitym okazują się chwile poświęcone córce. Widok jej roześmianej buźki... Kiedy szczęśliwa swymi drobnymi rączkami bije brawo... Gdy mówi i opowiada ważne dla niej rzeczy w swym dziecięcym języku... Jak głośno woła "mamo", chcąc zwrócic moją uwagę. 
I ta więź utworzona pomiędzy nami, a rozwijająca się w każdej kolejnej sekundzie coraz bardziej.
Prawdziwe oderwanie od rzeczywistości, zapomnienie o kłopotach oraz zmartwieniach dnia codziennego. 

Ja i moja - wciąż - mała córcia :-) :-* 


sobota, 26 lipca 2014

Kucyś

Patrząc na mojego małego aniołka, rozpiera mnie duma. Zuzia jest nie tylko śliczna, ale również z każdym kolejnym dniem rozwija się coraz bardziej i coraz więcej potrafi. 
Jeszcze niedawno była malutkim dzieciątkiem, a dziś nie tylko siedzi samodzielnie, raczkuje (w końcu w przód zamiast do tyłu), a nawet wstaje :) 

Ponad to ta mała - "duża" panienka już zaczyna wkraczać w świat strojenia się ;)
Oj, nie mam na myśli makijażu, przebieranek i innych dziwacznych wypaczeń mających miejsce w wyborach małej miss wszelakiego rodzaju... O, nie. 
Mam na myśli pierwszą nową fryzurkę - kucyk :)
Malutka gumeczka do włosów po raz pierwszy związała u góry główki gęste włoski mojej córeczki. Kolejne wspomnienie warte zapamiętania - jej zdziwiona twarzyczka, kiedy ją czesałam :) 

Zupełnie jakby się zastanawiała, czym jest trzymana przeze mnie w ręce szczotka, po co mi ona i do czego to coś wogóle służy ;-) 

niedziela, 13 lipca 2014

"Cała Polska czyta dzieciom" i ja też...

W zasadzie od zawsze podobała mi się nie tylko nazwa tej kampanii, ale również jej idea przekazywana rodzicom dzieciaczków w różnym wieku. 
Możliwe, że kampania przypadła mi tak bardzo do gustu, ponieważ sama tworzę teksty. Być może stało się tak dlatego, bo dzięki zachęceniom i wysiłkom moich rodziców czytałam samodzielnie książki w wieku 7 lat. 
A może po prostu uważam, że właśnie w tym jest sens. 

Nie trzeba udowadniać, że czytanie książek dzieciom wspomaga ich rozwój w wielu dziedzinach - od mowy poprzez uczucia aż do rozbudowania wyobraźni. 

A propo wyobraźni... Naprawdę bardzo smutno mi, kiedy widzę dziecko nie potrafiące wyobrazić sobie najprostszej rzeczy. Już nawet w szkole w klasach nauczania początkowego nasze maluchy nieraz za zadanie otrzymują opisanie tego czy owego wydarzenia bądź spisanie własnej historii i wtedy... pustka. Kartka pozostaje dokładnie tak samo biała jak na początku aż do momentu, gdy wkracza któreś z rodziców. 
Perspektywa przyszłości bez wyobraźni jest wprost przerażająca. 

Równie przerażające są dzieci z problemami emocjonalnymi. 
Nie zaprzeczam, iż przyczyną takich problemów mogą być rozmaite czynniki, lecz bez wątpienia jednym z nich jest brak styczności ze słowem pisanym. 
Dzieci nie czytają, a też często nie są nawet zachęcane do tego, a przecież zarówno książki, jak i wiersze wzbudzają wiele emocji. Ponad to ukazują pewne sytuacje oraz relacje występujące pomiędzy ludźmi - przyjaciółmi, członkami rodziny itp.

Oczywiście czytanie rozwija również mowę - zwłaszcza u małych dzieci. U starszych za to rozbudowuje słownictwo. Już pomijając fakt, iż czytające dzieci (a nawet te śledzące tekst) mimowolnie zapamiętują pisownie rozmaitych wyrazów. 

Osobiście bardzo zachęcam do czytania dzieciom W KAŻDYM WIEKU. 
Naszej Zuzi naturalnie również czytamy, chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że ma ona dopiero 7 miesięcy. Jednak my czytamy i robimy to od pierwszego tygodnia życia naszego maleństwa :) 

poniedziałek, 7 lipca 2014

"Nie biję!" co nie znaczy "nie kocham"

Ostatnio coraz częściej natykam się na temat przemocy wobec dzieci. Słyszę o tym w rozmowach, czytam w gazetach i innych publikacjach, a ostatnio nawet natknęłam się na akcję na facebook'u, którą osobiście popieram. 



Nie biję, co nie znaczy, że nie kocham swojego dziecka. Wręcz przeciwnie, nie biję córki, ponieważ kocham ją nad życie. Dlatego też uważam, co więcej GŁĘBOKO WIERZĘ,
że miłością jestem w stanie właściwie ją wychować - nauczyć właściwych zachowań oraz unikania tych złych.

Mam świadomość, że znajdą się osoby o innych poglądach na wychowanie, aczkolwiek zachęcam ich do przemyślenia sprawy. Bicie dziecka - nawet w formie klapsów wychowawczych - nie wnosi w jego życie nic poza upokorzeniem. Bardzo często dzieci też zaczynają tłamsić swoje uczucia, na czym w późniejszym czasie cierpi również relacja rodzic-dziecko. Natomiast samo tłamszenie uczuć znajduje swe odbicie w zmianach psychiki, a razem z tym osobowości małego człowieka. 

Już po moim wcześniejszym poście http://pamietnikmlodejmatki.blogspot.com/2014/06/wreszcie-mam-chwilke-dla-siebie.html , gdzie wyraźnie na jego początku zaznaczyłam, że są to tylko ogólne przemyślenia, otrzymałam sporo wiadomości od znajomych. Jedni z nich w pełni popierali moje stanowisko zawarte we wpisie, inni przeciwnie. Dlatego prostując bądź jak kto woli rozwijając nieco przemyślenia, postanowiłam opublikować kolejny post poruszający ten temat.

W niektórych wiadomościach, jak nie trudno się domyślić z przeciwnym stanowiskiem, zarzucano mi, że "łatwo mi mówić, kiedy mam tylko jedno półroczne dziecko i wszystko przede mną". Cóż, nie zaprzeczam. Jestem matką wyłącznie lekko ponad półrocznej dziewczynki, ale z dziećmi do czynienia mam od co najmniej 10 lat i mimo różnych sytuacji oraz zachowań dzieci nigdy żadnemu nie wymierzyłam tzw. klapsa. Nie zrobiłam tego ani w przypływie emocji, ani tym bardziej "na chłodno". Posługując się więc nawet najprostszą logiką, nasuwa się pytanie - czemu skoro nie uderzyłam obcego dziecka, miałabym bić własne, które jest sensem całego mojego życia? 

Naturalnie nie potępiam żadnego rodzica. POTĘPIAM ZACHOWANIE, a to ogromna różnica. Nie twierdzę, że ta matka bądź ten ojciec jest zła/-y, a tamci odwrotnie. Nie stawiam też nikogo za przykład "wspaniałej i nieskazitelnej postawy rodzicielskiej" - sama nie jestem ideałem i zdaję sobie sprawę, że wiele muszę się jeszcze nauczyć, aby moje dziecko mogło szczęśliwie spędzić swoje dzieciństwo, korzystając przy tym na poczet przyszłego, dorosłego życia jak najwięcej. 

W pełni też zgodzę się z twierdzeniem, że nie tylko fizyczne uderzenie, szturchnięcie, szarpnięcie itp. jest formą przemocy. Ja za przykład podałam znany wszystkim klaps, jednakże nie można też bagatelizować zjawiska poniżania dziecka, występującego w przeróżnych formach - wyzywania, ośmieszania, niewłaściwego wytykania błędów, wyśmiewania i innych. 

Pisałam o tym również wcześniej, ale powtórzę ponownie : 
JEST WIELE INNYCH SPOSOBÓW NA WSKAZANIE DZIECKU WŁAŚCIWEGO POSTĘPOWANIA. 
Bynajmniej nie trzeba go przy tym krzywdzić. 

Najprawdopodobniej w kolejnych postach bardziej rozwinę tematy wynikające z tego pozornie krótkiego i prostego, opisując własne przemyślenia w tychże kwestiach. 
Jednakże już teraz wszystkich rodziców zachęcam do przemyślenia własnego postępowania wobec swych pociech, bowiem jestem przekonana o Waszej miłości do nich.