Konta osobiste

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dla TATY

23 CZERWCA = Dzień Ojca !!! :)

Wszystkiego najlepszego wszystkim szczęśliwym panom posiadającym dzieci :)
Oby były one Waszym największym skarbem, godnym chlubienia się w każdym czasie :) 
Aby były nie tylko źródłem pociechy, ale także wsparciem :) 
Żeby ich obecność w Waszym życiu zawsze stanowiła iskierkę, dzięki której będziecie chcieli więcej, więcej i więcej... ich obecności, ich uśmiechu, a nawet tych przelotnych spojrzeń wypełnionych błogością :) 


Sądzę, że życzenia te mogę przekazać również w imieniu mojej córeczki Zuzanny mojemu ukochanemu mężczyźnie oraz jej tatusiowi :) 

niedziela, 22 czerwca 2014

P. Zawadzka

Szperając ostatnio nieco w internecie w poszukiwaniu ciekawych artykułów, przypadkiem natrafiłam na blog prowadzony - najprawdopodobniej - przez p. Dorotę Zawadzką. 
Z czystej ciekawości postanowiłam przeczytać kilka artykułów zamieszczonych na łamach tego bloga. 

Dla osób nie znających postaci p. Zawadzkiej, nieco ją przybliżę. 
Z wykształcenia jest pedagogiem oraz psychologiem rozwojowym. Stosowane, a nawet wyznawane przez nią metody pracy z dzieckiem oraz rodziną można zaobserwować w programie "Superniania", który niegdyś był emitowany na antenie TVN. 
Osobiście nie darzę tejże pani jakąś wyjątkową sympatią, choć przyznaję, iż nie miałam przyjemności poznać jej osobiście. 

Nie mniej jednak z czystym sumieniem pragnę polecić odwiedzenie prowadzonej przez nią strony: NA TEMAT .

Jak wspomniałam już nieco wyżej, osobiście zapoznałam się z wybranymi wpisami. Owszem, nie interesuje mnie, jakie przeżycia miała p. Zawadzka z dziennikarzami itp., jednak uważam, że można znaleźć ciekawe i pouczające wpisy dotyczące dzieci, młodzieży oraz rodziny. 
Sama niektóre z nich czytałam z zapartym tchem i uważam, że chętni z pewnością znajdą tam coś dla siebie :) 

środa, 18 czerwca 2014

Od lekarza, czyli na zdrowo...

W ciągu tego tygodnia (mimo, że jeszcze się nie zakończył), razem z naszą Zuzią zaliczyliśmy już dwie wizyty w gabinecie lekarskim - gabinet USG w poradni preluksacyjnej oraz lekarza pierwszego kontaktu. 

W poniedziałek po południu wybraliśmy się na USG stawu biodrowego. Oczywiście była to już kontrola, gdyż pierwsze badanie przeprowadzono z końcem lutego. Niestety długie terminy to problem Służby Zdrowia dotykający nie tylko dorosłych, ale i dzieci. 
Po półgodzinnym oczekiwaniu w kolejce do rejestracji byliśmy wolni po jakichś 10 minutach. Samo badanie trwało chwilkę - lekarka zaledwie przyłożyła ultrasonograf do bioderka, później do drugiego, a asystent wypisał dane do książeczki i... na tym koniec. Naturalnie nasze maleństwo ma "elegancko rozwinięte bioderka", jak to rzekła pani doktor. 

Dziś rano natomiast czekało nas nie tylko badanie kontrolne, ale także szczepienie... Na szczęście ostatnie jak na razie. Następne dopiero w grudniu. 
Podczas wizyty dowiedziałam się nie tylko, że Zuzia jest okazem zdrowia. Jestem mądrzejsza o stan jej wagi - 7,800 kg :) 
Poza tym dziś Zuzia po raz pierwszy badana była na siedząco, bowiem w pozycji leżącej wyraźnie dawała do zrozumienia, co na ten temat sądzi ;) 

Chciałabym tylko zrozumieć rozumowanie naszego pediatry. 
Podczas ostatniej wizyty wyraźnie dała nam do zrozumienia, że dziecku wolno podawać TYLKO I WYŁĄCZNIE zupki na bazie marchewki i ziemniaczka. Fakt faktem wraz z mężem karmimy ją na własny sposób i małej nic nie dolega. Dziś natomiast lekarka dopytywać zaczęła czy mała zajada kaszki, deserki oraz inne przekąski typu chrupki kukurydziane.
Cóż, jak widać, gdybym słuchała lekarza i postępowała wyłącznie według przekazanych zaleceń, moje maleństwo niczego by nie zyskało, a wręcz przeciwnie... do dziś nie skosztowałaby nawet wielu pokarmów, których dawno zdążyła zasmakować dzięki nam - rodzicom...

Następnie szczepienie... 
Przeszłyśmy z małą do gabinetu obok, gdzie wykonany był zabieg. Dzięki Bogu od samego początku obsługuje nas wspaniała pielęgniarka z powołaniem - przemiła, cierpliwa w tłumaczeniu pewnych rzeczy oraz ze wspaniałym usposobieniem w stosunku do dzieci. Jednakże najbardziej dziwi mnie samo zachowanie naszego małego bobaska. Nie dość, że wzroku nie odrywała od strzykawki z igłą, to jeszcze płakać zaczęła dopiero przy wyjęciu igły z uda. Płakała przez około minutę, zaś później obserwowała z zaciekawieniem, jak pani pielęgniarka zapisuje dane w kartotece. 
Odważna nasza malutka :) Ależ jestem dumna :)

Nawet dziś tak sobie pomyślałam, że chyba tylko jako matka mogę mieć aż tyle atrakcji w bardzo krótkim czasie :) 
I nie mam tu na myśli jedynie wizyt u lekarza, które pomimo wszystko są niezwykle ważne i cenne zarówno dla rodziców, jak i samego dziecka :) 

sobota, 14 czerwca 2014

Dzieci w "piekarniku"

Mimo iż jeszcze nie nastał dzień 22 czerwca, dookoła panuje letnia pogoda... wyłączając parę wyjątków. No, ale wyjątki przecież potwierdzają regułę ;) 

I uśmieszek sam "wyszedł". 
Jednakże w dzisiejszym poście nie planuję zamieścić żadnego zabawnego tekstu, a wręcz przeciwnie. Coraz częściej bowiem dochodzą nas słuchy o kolejnym dziecku, jakie zmarło na wskutek pozostawienia w samochodzie. 
Najbardziej wstrząsający przypadek - moim osobistym zdaniem - miał miejsce we wtorek, tj. 10 czerwca 2014r. 

Ojciec jadąc do pracy, miał przy okazji odwieźć 3-letnią córkę do przedszkola, jednak zapomniał o dziecku i dziewczynka siedziała zamknięta w aucie przez cały okres pracy mężczyzny. 

Więcej o zdarzeniu można przeczytać TUTAJ .

Nie wnikam, jak to możliwe, że człowiek - rodzic zapomniał o własnym dziecku.
Może był przemęczony ciągłą pracą, aby móc wyżywić rodzinę... 
Może zbytnio się śpieszył... 
Może zazwyczaj odprowadzaniem dziecka do przedszkola zajmowała się jego żona i mężczyzna postąpił rutynowo tak, jak każdego innego dnia... 
Tego nie wiem. 
Jednakże bez wątpienia małe dziecko stało się ofiarą wykańczającej temperatury panującej w samochodzie. 

Aczkolwiek zastanawia mnie, jak w ogóle można pozostawić dziecko samo w pustym samochodzie, niejednokrotnie zaparkowanym w palącym słońcu. 
Innym przykładem tak bezmyślnego zachowania, choć nie tak tragicznym w skutkach, można przeczytać TUTAJ . 

Jeśli ktoś dalej nie jest przekonany co do szkodliwości pozostawiania małych dzieci w samochodzie, zachęcam do zapoznania się z ciekawym artykułem. Nie tylko wyjaśnia on, co dzieje się z organizmem młodego człowieka narażonym na wysoką temperaturę, ale również przytacza pewne dane statystyczne. 

Sama jestem matką półrocznego dziecka i nie wyobrażam sobie sytuacji, że zostawią ją w aucie, a sama np. idę na zakupy...

Użytkownicy samochodów doskonale wiedzą, jak niewiele potrzeba, żeby ich wóz zamienił się w swoistego rodzaju piekarnik. 



Rodzicielstwo to BARDZO odpowiedzialne zadanie. 
Nie polega na powtarzaniu dziecku: "nie rób tego", "tego nie wolno", "zostaw". 
Rodzicielstwo to przede wszystkim miłość przybierająca formę opieki. 
Zupełnie jak anioł roztaczający swe skrzydła nad dzieckiem, aby je ochronić przed złem zewnętrznym, ale także otulić całym swoim jestestwem... 

Na zakończenie chciałam polecić jeden krócitki filmik:
TUTAJ . 

sobota, 7 czerwca 2014

Weekendowo

Jako że nastał weekend, post ten nie będzie poświęcony wyjątkowo głębokim przemyślenioam. Chciałabym po prostu podzielić się jednym dniem z naszego życia ;) 

Mimo że pobudkę mieliśmy o godzinie 7 rano, wstaliśmy dopiero koło 11. 
Oczywiście nie przespaliśmy naszego uniwersalnego budzika w postaci kochanej córci ;)
Po prostu koło 7 rano z łóżeczka przeniesiona została do nas i po krótkich oględzinach -zmiana pampersa oraz jedzonko - całą trójką poszliśmy spać dalej... 
Cóż to było za przebudzenie, kiedy później otworzyłam oczy, a przy sobie ujrzałam nieco uniesioną główkę córci, która wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi oczkami, a na buźce zawitał rozkoszny uśmiech :) 

Oprócz kilku drzemek Zuzi - które zresztą mogłam wykorzystać na nieco inne czynności - cały długi dzień spędziliśmy na wspólnej zabawie, wykorzystując w tym celu chyba wszystkie możliwości. Mata edukacyjna poszła w ruch wraz z innymi zabawkami, jakie podgryzała, oglądała, a nawet mięła. Oczywiście nie obyło się bez podrapania czy poszczypania zaczepiającego naszego aniołka tatusia, ale i tak było super ;) 

Dodatkowo popołudniu zawitał do nas dziadek (mój tata).
Powiedzmy, że pogaduszki przy kawie zeszły na drugi plan odkąd pojawiła się Zuzia. Ona nie tylko jest naszą pociechą, ale także oczkiem w głowie dziadka ;) 
Razem poszliśmy na spacer - w końcu piękną, słoneczną pogodę trzeba wykorzystać.
Wtedy to również mój tato po raz pierwszy był wraz z nami i Zuzią na spacerku, który nie wiązał się ze wspólnym wyjściem na zakupy, a w całości poświęcony został relaksowi, odpoczynkowi i dobrej zabawie :) 

Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. 
Tato musiał wracać do domu, a małą trzeba było szykować do spania. 
Więc... kąpiel (oraz inne czynności z tym związane), kolacja, chwilka dla siebie i oczywiście bajeczka :)
Co jak co, ale nasza Zuzia nie zasypia i na podstawie pewnych sytuacji wiem, że nie jest w stanie zasnąć bez bajki na dobranoc - nie mam na myśli dobranocki w tv, ale czytaną bajeczkę. 

Teraz również i na mnie pora, bo zmęczenie daje się we znaki...
Zatem dobrej nocy Wam życzę i mam nadzieję, że Wasze chwile spędzone z Waszymi maluszkami również są tak wspaniałe jak nasze :)

Pozdrawiam cieplutko, kochani :)

czwartek, 5 czerwca 2014

Klaps wychowawczy vs. bezstresowe wychowanie

Wreszcie mam chwilkę dla siebie... czyli relaksik - powiedzmy. 
W dzisiejszym poście krótkie przemyślenia na temat wychowania czy jak kto woli metod wychowawczych. 

Na jednych z zajęć podczas studiów pedagogicznych wykładowca poruszył temat "klapsa wychowawczego". Działanie tego sposobu wychowania jest stosunkowo prosty : t
dziecko coś przeskrobie = klaps (lub kilka) w tyłek. 

Nie jestem zwolenniczką bicia dzieci. 
Ktoś powie - "dupa nie szklanka, nie pęknie", "tak samo wychowywali mnie rodzice i wyszedłem na ludzi" lub "bez klapsa wyrastają dzieciaki, które sądzą, że im wszystko wolno - bezstresowe wychowanie". 
Otóż nie, bezstresowego wychowania też nie popieram. Mam na myśl tę formę ogólnie uznawaną za tego rodzaj wychowanie... 
"Dziecko, nie słuchaj mnie - dobrze"
"Dziecko, pyskuj mi - dobrze" 
"Dziecko nie ma obowiązków ani zakazów - dobrze" 

Świat upada na psy... 
Nieraz idąc ulicą widzę ludzi, najczęściej kobiety (być może są to matki tych dzieci), które szarpią, biją, wrzeszczą na dziecko. Czasem nawet małe dziecko. Kiedyś byłam nawet świadkiem sytuacji, gdzie klapsa (rzekomo w celu wychowawczym) dostało pół roczne dziecko. Zwróciłam uwagę tej osobie - zwłaszcza że ją znałam - a odpowiedź w stylu "mnie też bito i wyszłam na ludzi" zmroziła mi krew w żyłach. 

Dziś sama jestem matką prawie pół rocznej córeczki. 
Jako matka stwierdzić powinnam, że jest ona ideałem - cudna, słodka, urocza, rozkoszna...
Jednak gdybym była osobą patrzącą na wszystko z boku, powiedziałabym: "Jejciu, to dziecko wcale nie jest idealne. Płacze, marudzi, dąsa się, rzuca zabawkami (powolutku już nawet w efekcie złości), szczypie, drapie itp... " 

I MA DO TEGO PRAWO !!!

Ludzie, to tylko pół roczne dziecko... 
Wielu rzeczy nie potrafi zakomunikować. 
Nie powie: "Mamo, boli mnie brzuszek." tylko płacze. 
Nie wstanie i nie pójdzie usiąść na nocnik, a następnie użyje papieru tylko głośnym krzykiem bądź nawet płaczem upomni się o przebranie pieluchy. 
Nie oznajmi: "Tato, nie chcę już leżeć w łóżeczku, pobaw się ze mną." ale w inny sposób przekaże swoją potrzebę. 
Dlatego zastanawiam się, jakim prawem ludzie biją tak małe dzieci. 

"BIJĄ" - klaps wychowawczy nie istnieje. 
Uderzenie w pupę i wykrzyczenie na dziecko kilku przykrych słów połączonych nie rzadko z dodatkowym szarpaniem nie wytłumaczy mu, co zrobiło źle i dlaczego,
a już tym bardziej nie powie, jak powinno postąpić właściwie. 

Z innej beczki... 
Do głowy przyszła mi dziś zaskakująca myśl... 
Ludzie bijąc swoje dzieci tym tzw. klapsem wychowawczym tłumaczą, że robią to dla jego dobra... ble ble ble ble... 
Ciekawa jestem czy te same matki bijące swoje dzieci teraz, gdy mają one po kilka miesięcy lub nawet lat, biły swój brzuch, kiedy ich pociechy jeszcze się w nim znajdowały.
Nie zbyt mocno przesadzone ? A niby dlaczego ten obraz miałby nie oddawać rzeczywistości i realiów. 

Uderzenie brzucha ciężarnej dla "dobra" dziecka brzmi okrutnie i nieludzko, ale uderzenie młodego człowieka uczącego się żyć przez obserwacje właśnie najbliższych mu osób już jest normalne oraz wychowawcze ???

Eh, bezstresowe wychowanie ? 
Tiaaaa... Kontr-argument zwolenników "wychowawczego klapsa". 
Podejrzewam, że wielu czytelników tego posta będzie miało mnie za jakąś niewydarzoną wariatkę, która nie zna realiów... No, cóż... 
Jedno jednak mogę stwierdzić - bezstresowe wychowanie może istnieć i przynieść pozytywne skutki. Zaznaczam tylko, że nie chodzi o "bezstresowe wychowanie" jako formę obecnie uznaną przez społeczeństwo, ale jako sposób na ograniczenie dziecku zbędnego i niepotrzebnego stresu. 

Dziecka nie trzeba bić, żeby wyjaśnić mu, że zabranie zabawki kolegi lub koleżanki z piaskownicy obok jest złe. Wystarczy mu to wyjaśnić... 
Owszem, nie wszystkie dzieci są posłuszne rodzicom, a zdarzają się też takie sprawiające spore problemy w wychowaniu. Wtedy też nie trzeba bić... Są inne kary, które można zastosować. Obecnie pozbawienie dziecka, np. telewizji przez dany okres czasu może je zmobilizować do przemyślenia i zmiany zachowania. 

Można również zastosować nagrodę. 
Przewidując pewne złe zachowanie należy wyjaśnić dziecku, co jest złe a co dobre oraz jak należy postąpić w sposób właściwy. 
Dziecko, co prawda jeszcze nie podjęło żadnej decyzji w kwestii zachowania, jednak można przechylić szalę na te zachowanie prawidłowe... 
Jeśli posprzątasz dokładnie pokój, pójdziemy na plac zabaw, do kina itp. 
Możliwości jest mnóstwo, a świat i wychowanie nie kończą się albo na całkowitej pseudo-wolności młodego człowieczka, albo na biciu i licznych "klapsach wychowawczych."

"Dupa nie szklanka, nie pęknie" 
- ale psychika dziecka jest delikatniejsza od mimozy.

Dla tych, którzy nie wiedzą, jaka jest mimoza: 

Mimoza - bardzo delikatna i wątła, ma niestały charakter i zmienne nastroje. Odnosi się wrażenie, że jej życie toczy się bez celu, gubiąc się w labiryncie wątpliwości. Nie dąży do żadnego celu, nie ma swojego zdania i nie wie czego chce. Przyjmuje program minimum oddając innym pole do działania. Nie przywiązuje wagi do spraw materialnych ani zaszczytów - żyje na zwolnionych obrotach zadowalając się tym, co posiada (brak ambicji)

Dziecko bardzo łatwo skrzywdzić, a przecież na nas jako rodzicach ciąży obowiązek
nie tylko wychowania, ale także opieki nad nimi...