Konta osobiste

czwartek, 29 maja 2014

Dla ciężarnych...

Dzień doberek... lub raczej dobranoc ;) 

Jakoś tak po głowie chodzą mi wspomnienia dotyczące ciąży. 
Możliwe, że jest to podyktowane zmianami w moim otoczeniu. Co rusz dowiaduję się, że jakaś z moim znajomych - bliższych bądź dalszych - jest w stanie błogosławionym. 
Mówią, że wiosną rozkwitają uczucia, motylki, biedroneczki, kwiateczki itp. Wiosna wiosną, ale naprawdę zaczynam poważnie się nad tym zastanawiać. 

Kiedyś stwierdzałam, że prawie każda moja koleżanka jest już w stałym związku i ma dzieci, a ja należałam do grupy "wolnych duchów". 
Później zaczęłam dostrzegać, że nie była to każda moja koleżanka ani ta prawie każda, lecz zaledwie co druga... z czasem troszku ta statystyka ulegała zmianie ;)
Teraz mam wrażenie, że gdy ja byłam w ciąży - byłam w niej wyłącznie ja... Fakt faktem, w poradni siedziały ze mną prawie same ciężarne, a na oddziale było nas ciężarnych od groma, jednak wrażenie pozostaje wrażeniem... 

Teraz natomiast - jak wspomniałam - znów nastaje tendencja "prawie każda jest w ciąży". Dziś znów się dowiedziałam, że koleżanka, z którą pracowałam, zaszła w ciążę i jest już w 7 miesiącu !!! <wow> 
Niesamowite. 
Takich zaś przypadków zdolna jestem wymienić wielokrość i palców obu rąk by mi brakło... może nawet i tych u stóp ;p

W każdym razie... 
Chciałabym wszystkim ciężarnym życzyć pomyślnego przebiegu ciąży i rozwiązania ;)

środa, 28 maja 2014

Chodzi-onko ;)

Chodzik... 
Potocznie i mało "profesjonalnie" można ująć, że jest to urządzenie ułatwiające przemieszczanie się dzieciom, które nie potrafią jeszcze samodzielnie chodzić, a ponad to - przynajmniej w teorii - przygotowuje dziecko do chodzenie na dwóch nóżkach. 

Szczerze mówiąc, nie wiem, ile prawdy jest w tym, że jego użytkowanie wychodzi dziecku na dobre. Natomiast postanowiłam spróbować wykorzystać jego zalety ku uciesze i rozwojowi mojego maleństwa. 
Zatem wyjęłam chodzik z szafy, wyczyściłam bardzo dokładnie, piorąc nawet elementy dostosowane do czyszczenia w pralce, a następnie postawiłam na środku pokoju. Naturalnie Zuzia nie kryła zainteresowania nowym i dziwnym dla niej dodatkiem pomieszczenia... 

Jednakże pierwsza próba korzystania z chodzika zakończona została fiaskiem.
Mała zaczęła głośno płakać, gdy tylko znalazła się w tym miejscu, w którym powinien siedzieć użytkownik. 
Cóż... Jako że poddawać się nie należy - przynajmniej nie łatwo - postanowiłam wpierw przyzwyczaić córeczkę do nowego przedmiotu, a dopiero później przekonywać ją do jego użycia. Tym razem się udało... 
Zuzia wytrzymała w środku niecałe 5 minut ;) 

Nieco później, jednak po solidnym odpoczynku (mała zdążyła zjeść i nawet zdrzemnąć się) chciałam spróbować dalszych kroków. Owszem, nie liczyłam, że maleńka Zuzia będzie biegać po całym pokoju w chodziku, ale chciałam ją przede wszystkim przyzwyczaić. 
Osobiście uważam, że dziecko powinno znać przedmiot, który ma użytkować... i nie mam tu bynajmniej na myśli samego wizerunkowego poznania typu: 
"O, chyba to już kiedyś widziałam." 

Zatem kontynuując, mała siedziała  ponownie w chodziku, bawiąc się zabawkami... 
Naturalnie pozwoliłam jej to i owo pomacać nie tylko rączką, ale również językiem. Wiadomo bowiem nie od dziś, że dzieci uczą się przez dotyk, a między innymi wkładając przedmioty do ust. Moje nie jest odmieńcem w tej kwestii ;) 

Natomiast nie mam nawet pojęcia, kiedy Zuzia z jednej części pokoju przewędrowała na drugą. Nie, nie wyszłam z pokoju, zajmując się własnym zajęciem. Po prostu odepchnęła się nóżkami raz, kilkanaście sekund później drugi... 
Wierzyć mi się nie chciało, no, ale przecież jakoś pokonała odcinek około 2 metrów długości. 
Nie pomagałam... ;) 

I nie ukrywam, że zamurowało mnie... 
Albo moja perełka jest taka zdolna i silna, albo chodzik nadzwyczaj dobrze działa na rozwój motoryki dużej dziecka, a zarazem na naukę chodzenia :)
Tak czy inaczej - przyjrzę się temu tematowi bliżej. 

niedziela, 25 maja 2014

Posiłki

Witajcie znów ! :)

Od jakiegoś czasu razem z partnerem wprowadzamy do diety naszej małej pociechy nowe pokarmy. W zasadzie nie ma w tym nic dziwnego... a przynajmniej nie powinno być. 
Jednak nasze metody żywieniowe dość mocno różnią się od zaleceń lekarza pediatry prowadzącego Zuzię. 

Mianowicie pani doktor uznała, że dziecku powyżej 5. miesiąca życia nie można podawać nic poza mlekiem (naturalnym/modyfikowanym) oraz odrobinką gotowanej, nie przyprawianej marcheweczki z ziemniaczkiem. Ponad to najlepiej, aby dania te podawane były co drugi dzień w formie papki... Na pytanie: "dlaczego właśnie tak i czemu nie możemy podawać dziecku nic innego?", usłyszeliśmy, że mała ma zbyt delikatny żołądek... 

I w tym momencie zrodziło się w mojej głowie pytanie dotyczące tych wszystkich "wspaniałych" kaszek, deserków, obiadków itp... Skoro dziecko ma rzekomo zbyt delikatny żołądek. Już nie wspominając, że nasze babcie i nasi rodzice (przynajmniej tak to funkcjonowało w mojej rodzinie i rodzinach znajomych mi osób) podawały tarte jabłuszka, troszku banana i dalej mogłabym wyliczać. 
Ach, zapomniałabym - wszystko było doprawione ;)

Tak więc postanowiliśmy na własną rękę spróbować tego i owego, wprowadzając poszczególne elementy stopniowo do posiłków naszej kochanej Zuzi. Efekt jest taki, że pani doktor pewno straciłaby przytomność, gdyby poznała prawdę, co jadło już moje 5. miesięczne dziecko... 

Może zaoszczędzę sobie czasu na wypisywanie tego wszystkiego, a przede wszystkim Wam na czytanie... Mimo to chciałabym zaznaczyć, że nasz maluszek zjada razem ze mną już nawet lody (oczywiście wyłącznie w ciepłe dni i niezbyt wielkiej ilości) i nie dość, że nic jej nie dolega, to sama domaga się ledwo przyuważonego przysmaku... A ona już potrafi się domagać tego czy owego ;) 

piątek, 23 maja 2014

Pierwszy ząbek

Ależ ten czas szybko leci :) 
Zaledwie niedawno Zuzia przyszła na świat, a tu już wykiełkował PIERWSZY ZĄBEK :)

Kiedy wczoraj rano poczułam lekkie ukłucie w palec, gdy mała nagle złapała za niego
i wsunęła sobie do buźki, wprost nie mogłam uwierzyć. Miałam wrażenie, że jeszcze śpię,
a to po prostu sen... No, jakby nie było, praktycznie parę minut wcześniej się obudziłyśmy. Zatem usiłując się upewnić czy to jawa, pozwoliłam ponownie się... ukłuć w palec? 

I wtedy właśnie zrozumiałam, że przez ostatnie tygodnie wszyscy czekaliśmy na ten moment :) W zasadzie już od momentu pierwszego ślinienia, miałam wrażenie, że ząbek pokaże się nam lada chwila... lada sekunda... minuta... no, może za godzinkę ? 
A tymczasem czekaliśmy i czekaliśmy z niecierpliwością, obserwując, jak dziąsełka coraz bardziej puchną lub bieleją. One też szykowały się na tę właśnie chwilę... :) 

Ach, wspaniałe uczucie :)
Ktoś mógłby popatrzyć krzywo z boku i pomyśleć, że człowiek chyba oszalał. Ząb jak ząb - każdy ma i to nie jeden. Jednak nie... Ten pierwszy mleczny ząbek to ogromne przeżycie, zarówno dla dziecka, jak i jego rodziny :) 

WIWAT ! 
WIWAT ! 
WIWAT PIERWSZY ZĄBEK !!! 

czwartek, 22 maja 2014

Co nieco o Zuzi

Hej :) 

Na imię mi Zuzia i mam ponad 5 miesięcy. Moją mamę pierwszy raz na żywo zobaczyłam 12 grudnia 2013r. o 4:50 rano, a już niedługo potem ona bardzo mocno mnie do siebie przytuliła. 
Nawet się nie domyślacie, jaka byłam wtedy zmęczona. Wszyscy mówią, że urodziłam się nad ranem, ale już wcześniej usiłowałam wydostać się na świat... dlatego mamusia dzień wcześniej popołudniu znalazła się w takim specjalnym miejscu, gdzie czekała na mnie całą długą noc. 
Nieco później zobaczyłam mojego tatusia, a potem... a potem w zasadzie usiłowałam odpocząć. 


Mamusia z tatusiem zawsze powtarzają, że jestem grzeczną i spokojną dziewczynką, a przecież ja jestem tylko sobą. Choć ciągle wiele się zmienia... 
Jeszcze niedawno chcąc coś otrzymać, musiałam płakać. Teraz wystarczy głośniej się o to upomnieć. Czy możliwe, że "wytresowałam" sobie rodziców? ;) 
W każdym razie nie ma sensu płakać bądź krzyczeć, skoro oni wiedzą, co chciałabym w danej chwili - jeść, spać, pić lub zmienić pampersa na nowego. 
Jednak najbardziej chcę być blisko nich... I chyba cieszę się najmocniej, gdy mamusia lub tatuś tulą mnie do siebie albo bawią się ze mną. 

A ja ? 
A ja z każdą chwilą rosnę i uczę się nowych rzeczy... Oni natomiast ciągle mnie wspierają ;)

WSTĘP

Witajcie bardzo serdecznie na moim blogu!!! 

Ponieważ jestem świeżo upieczoną mamą [albo staram się za nią uchodzić], postanowiłam utworzyć bloga, gdzie mogłabym podzielić się swoimi przeżyciami związanymi
 z rodzicielstwem, przemyśleniami i nie tylko...
W każdym razie nie chcę, żeby był to kolejny nudny blog przesiąknięty wyłącznie samą teorią na ten temat... w dodatku przedstawiającą wszystko tylko w skrajnych poglądach.

Nic nie jest do końca białe lub czarne, ale istnieje wiele odcieni szarości...
a nawet całkiem sporo innych kolorów ;) 

Dlatego też chciałabym, aby jak to jest w rzeczywistości przy małym dziecku, tętniło tutaj życie... :)

O sobie jako autorce bloga nie będę pisać zbyt wiele...
Jestem młodą, dynamiczną oraz kreatywną osobą. Udzielam się nieznacznie pisząc teksty autorskie (własne opowiadania i powieści), a również sprawdzając teksty innych autorów. Efekty mojej pracy autorskiej można znaleźć TUTAJ
Oprócz tego prowadzę również inny blog, gdzie posty dotyczą przede wszystkim twórczości, pomysłów na nowe teksty, a też opisy prac.

Jednak najważniejszym zajęciem w moim życiu obecnie [i podejrzewam, że jeszcze długo tak pozostanie ;)] jest opieka nad moją malutką córeczką, Zuzanną, która ma lekko ponad 5 miesięcy. 
Natomiast jako że ten blog poświęcony zostaje głównie jej osobie, chciałabym poświecić odrębny post na krótkie przedstawienie Zuzi :)