Konta osobiste

sobota, 31 stycznia 2015

Witajcie ! 

Jeden z ostatnich wpisów poświęciłam aktywności zawodowej wszystkich kobiet, które są przede wszystkim matkami. Może ktoś się nie zgadza, ale zatrudnienie jest możliwe - wbrew dziwnym przekonaniom, które niestety wciąż w społeczeństwie panują i są egzekwowane. 
Ileż to osób nadal powtarza, że miejsce kobiety-matki jest przy dzieciach w domu, a na rodzinę pracować powinien mężczyzna. 

Mój wspaniały partner, cudowny człowiek prywatnie, nie zajmuje żadnego konkretnego stanowiska. Praca leży w mojej gestii... i nie mam tu na myśli ciężkich prac fizycznych. Bynajmniej. Pracować można na wiele sposobów - jedni machają łopatą, innym wystarczy ładny wygląd, a jeszcze inna grupa ludzi wykonuje pracę myślową... 
Jak się chce, to się potrafi. Mało tego, można osiągnąć więcej niż tylko jakieś tam średnio zadowalające stanowisko, pensje w postaci najniższej krajowej bądź ciągłe tyranie... 

W minionym tygodniu wystartowałam w konkursie na trenera w firmie, gdzie pracuję. Nie pracuję od dawna, więc z pewnością nie mogę liczyć na "wtyki". Jednak jestem pewna, że mam dokładnie takie same szanse, jak pozostali... w końcu w niczym nie jestem gorsza. 

Przede mną kolejny etap, następne wyzwania, ale dam radę. Ze wspierającymi mnie ludźmi jest o wiele łatwiej, bo wiem, że ktoś zaciska mocno kciuki, aby mnie mogło się udać :) 

Taką samą postawę życzę zresztą innym mamą, które chciałyby spełniać się zawodowo :) 
Pozdrawiam, 

sobota, 24 stycznia 2015

"Świadome" beznadziejne wychowanie...

Witam serdecznie wszystkich kochających rodziców :) 
Dziś troszkę spostrzegawczo i z życia wzięte. 

Obracam się w wielu kręgach, a jednym z nich - w zasadzie dosyć sporym - są rodzice. Chyba z 90% moich znajomych ma już dzieci - jedni planowali, inni wpadli, ale każde z nich na codzień jest rodzicem. 
Pośród nich o dziwo nie ma nikogo, kto twierdziłby - przynajmniej oficjalnie - że chce źle dla własnych dzieci. Bynajmniej. Znaczna część współczesnych rodziców myśli, czyta, dopytuje innych - być może bardziej doświadczonych. Wnioskować mogę, że pędzą w poszukiwaniu do jakiegoś idealnego środka. 

Może daruję sobie polemikę czy taki istnieje, czy nie bądź ewentualnie na czym polega... 

Jednakże sprawa potocznie i z boku wydaje się być prosta. 
Jesteśmy przeciw przemocy wobec dzieci. Oficjalnie uczymy się, jak mądrze i właściwie wychować naszą pociechę. Zadajemy pytania, szukając, jeśli nie logicznych odpowiedzi, to przynajmniej sugestii, które mogłyby pomóc... Jednymi słowy chcemy czegoś lepszego dla naszych dzieci. 

Jednak co dzieje się, gdy drzwi do domu zostają zamknięte? 
Kiedy nie siedzimy z naszym dzieckiem pośród ludzi, albo jakaś sytuacja nas dobitnie zaskoczy? 
Czy wtedy też powtarzamy w głowie niczym mantrę zasady świadomego wychowania ? 

Jestem na nie, jeśli chodzi o bicie dzieci - rozumiem tu nawet klapsa. Jednak jestem człowiekiem i też zdaję sobie sprawę, że nerwy robią z człowiekiem, co chcą. Jednak kiedy rodzic świadomie za przewinienie ukaże klapsem, dodatkowo krzykiem i odepchnięciem emocjonalnym zapala mi się czerwona lampka... natomiast gdyby tego było mało, pojawia się także kara w postaci "karnego jeża" na kanapie - z braku jeża. 

Dziś byłam świadkiem przerażającej moim zdaniem sytuacji. 
Jako że matka cichcem ulotniła się z towarzystwa - nie wnikamy w powody - jej dwuletnie dziecko wszczęło raban. Cóż, będąc świadomym rodzicem sądzę, że chyba naturalnym jest taki płacz. Objaw lęku, bo przecież mama zniknęła. Idąc dalej tym tokiem, wspaniałomyślny ojciec bierze córkę na ręce. Być może chciał ją pocieszyć, uspokoić... ciężko mi stwierdzić, zwłaszcza po tym, co zobaczyłam dalej. Dziecko jak to dziecko - zwłaszcza wystraszone - nadal krzykiem wołało matkę, tyle że krzyk był znacznie głośniejszy niż ten pierwszy. No, cóż... dzieci różne są, a pocieszenie wydaje się naturalnym odruchem każdego rodzica. Jednak... dziewczynka ni z tego ni z owego zamachnęła ręko i ojciec dostał w twarz. 

Drogie mamy, co robicie ? Oberwałyście kiedyś od swojego malca w przypływie jego gniewu, buntu czy jak to inaczej nazwać ? Ja nie, ale jak stwierdziłam - moja córcia jest mała i nie wiem, co przyniesie czas. 

Tamta dziewczynka dostała w pupę. Być może w ramach rewanżu, być może w wyrazie buntu, ponownie zamachnęła ręką i sytuacja powtórzyła się. W końcu historia kołem się toczy... Jednak kiedy ponownie dostała w pupę, rozpłakała się bardziej, oczywiście głośniej wołając matkę. Nie wiem jak wy, ale ja będąc normalną matką i na miejscu biegnę do dziecka czym prędzej - z mojej perspektywy dość stresu przeszło ono już do tego momentu, choć akcja z "policzkowaniem" też nie była na miejscu. 
Jednakże to najwyraźniej nie wystarczyło by stosownie ukarać dziecko. Nie dość, że mała płakała wniebogłosy, dodatkowo ojciec jeszcze po niej krzyczał. Następnie odmówił przytulenia, choć ciągle trzymał dziecko na rękach, po czym stwierdzając, że kara jest za mała, siłą usadowił niemal zaciągającą się dziewczynkę... 

Szok ? 
Być może dla wielu tak, dla mnie też... 
Niestety - choć może jednak stety - scena miała miejsce na wieloosobowym spotkaniu, gdzie nie jedna osoba próbowała uspokoić sytuację - oczywiście z pożytkiem dla dziecka. Mimo to najbardziej szokującym, wręcz abstrakcyjnym było stwierdzenie: 
"Przecież ja ją chcę tylko dobrze wychować". 

Boże! Widzisz i nie grzmisz! 
Gdzie tu dobre wychowanie ? Gdzie jakikolwiek sens podjętych działań ? 
Moim osobistym zdaniem "świadome" wychowanie - w tym przypadku - więcej przyniosło szkody niż pożytku. Dziecko nie dość, że przestraszone, rozchwiane w tym momencie całkowicie emocjonalnie, w dodatku zostało całkowicie poniżone... i to przez najbliższą osobę. 

Wracając z mężem i córeczką do domu, zaczęłam się zastanawiać, jak można tak potraktować dziecko. Jak można mówić w ogóle o wychowaniu w takim przypadku i jeszcze robić coś takiego z pełną świadomością swych czynów ? 
P-R-Z-E-R-A-Ż-A-J-Ą-C-E !!!

Potem w mojej głowie pojawiło się pytanie czy czasem ja nie jestem takim "uświadomionym" rodzicem. Abstrahując od sytuacji, która u mnie w domu nie przeszłaby nawet w wyobraźni - zaczęłam zastanawiać się nam własnymi metodami wychowania. Nad tym czy aby zawsze jestem fair w stosunku do córki. 
Czy nigdy przypadkiem nie ignoruję swym zachowaniem jej potrzeb, lęków... 
Czy nie daję do zrozumienia, że jest mniej ważna niż... 

Moja córka jest całym moim światem i mam nadzieję, że wiecie, co mam na myśli... 

piątek, 23 stycznia 2015

Mamuśka szuka pracy...

Witam drogich rodziców, a tym razem zwłaszcza mamusie... ;) 

Jakiś czas temu wspomniałam o aktywizacji zawodowej matek. Miało to miejsce w czasie, kiedy sama wracałam do pracy, ba, szukałam zatrudnienia. I zgodnie z obietnicą złożoną w tamtym czasie, chciałabym dziś wypowiedzieć się co nieco właśnie w tym temacie... 

Z końcem urlopu macierzyńskiego wiedziałam już, że nieuniknionym będzie powrót do pracy. Nie do zawodu - do pracy. Ba, dużo wcześniej miałam świadomość, że tej pracy będę musiała poszukać na nowo, bowiem moja umowa wygasła niedługo po rozpoczęciu dość długiego urlopu - korzystając z przywilejów cały rok przebywałam razem z moją córcią na urlopie macierzyńskim + dodatkowym. 

Nie ukrywam, sądziłam, że będzie trudniej... 
Przed tym dosyć ciężkim, ale zarazem stosunkowo krótkim okresem w moim życiu, usiłowałam jakoś zgłębić ten temat, orientując się przede wszystkim w gronie młodych mam powracających na rynek pracy.
Oj, czegoż to ja się naczytałam na blogach, forach i innych takich. 
W zasadzie mogę z ręką na sercu stwierdzić, że zdecydowana większość z tego pozostała obalonym mitem... 

1. Dla matek nie ma pracy.
Nic bardziej mylnego! Dla matek - nawet tych młodych praca jest. Pracodawcy wbrew pozorom chętnie młode matki zatrudniają na stanowiska w swoich firmach. Są kreatywne, gdyż notorycznie coś tworzą z myślą o swych pociechach. Ponad to wytrwałe, odporne na stres, zorganizowane, empatyczne itp... lista zalet, które równie dobrze można przełożyć na zalety pracownika ciągnie się niemal w nieskończoność, a jeśli osoba jest kreatywniejsza, tym więcej takich cech jest w stanie sobie przypisać. 

2. Po dłuższej absencji ciężej o zatrudnienie.
Może i ciężej o dobrą pracę z wysokim wynagrodzeniem, ale raczej niewiele z matek powracających na rynek pracy, aplikuje bezpośrednio na stanowiska kierownicze... Cóż, przynajmniej ja takiej nie spotkałam. 

3. Pracodawcy boją się, że kobieta po zatrudnieniu ponownie zajdzie w ciążę.
Boże, widzisz, słyszysz, a nie grzmisz!!! Cóż, za głupoty i dyrdymały! Z wiadomych mi faktów każda kobieta może zajść w ciążę, nie tylko matka. Pomijając fakt, że mężczyźni wcale w ciążę zachodzić nie muszą, aby móc zniknąć z życia firmy i delektować się "tacierzyńskim". 

4. Matką ciężej zorganizować swój czas pracy.
Kolejna brednia. Kto lepiej zorganizuje sobie dniówkę, aby wypełnić wszystkie obowiązki niż matka ? Przecież to właśnie matki przebywając na macierzyńskim zajmują się dzieckiem, sprzątają, gotują, piorą oraz wykonują jeszcze co najmniej kilka i więcej rzeczy dziennie, podczas gdy mężczyźni przebywają poza domem w pracy. Co najlepsze, kobieta zajmując się dzieckiem jest zdolna wyrobić się z pozostałymi pracami. 

5. Matki nie poświęcą pracy więcej czasu niż 8h dziennie.
Pomijając kwestię oświadczenia, które taka kobieta może przedstawić pracodawcy, pozostaje kwestia nad wyraz prosta i prozaiczna - nie każdy pracodawca szuka pracownika na pełny etat. Niektórym po prostu z góry tacy nie są potrzebni. Szukając pracy, znalazłam całe mnóstwo ogłoszeń na pół etatu, 3/4 a nawet 1/2, jeśli dwa pozostałe są dla kogoś zbyt wielkim wyzwaniem. 

6. Matki wolą pracować w domu.
Owszem, WOLĄ... Jest to ich prywatna i indywidualna decyzja, nie wymuszona przez nikogo. Jednak nawet pomimo to, wbrew powszechnym opinią wcale nie tak trudno znaleźć pracę, jaką można w domu wykonywać... Nie mam tu na myśli bynajmniej składania długopisów, zaklejania kopert i tym podobnych zajęć. 

7. Kobiety z reguły zarabiają mniej, a już zwłaszcza matki. 
Brednie, brednie i jeszcze raz brednie. Twoja płaca uzależniona jest przede wszystkim od stanowiska, jakie zajmujesz, wykonywanej pracy oraz firmy, która Cię zatrudnia. Rzeczą oczywistą, wręcz prozaiczną jest fakt, że jeśli podejmujesz pracę jako sprzątaczka (przepraszam, konserwator powierzchni płaskich) w jakiejś podrzędnej spółdzielni mieszkaniowej nie zarobisz tyle samo co pokojówka zatrudniona w renomowanym hotelu. Ba, nawet nie masz co o tym marzyć, chociaż zadania w zasadzie są jednakowe - utrzymanie porządku. 

Aż wreszcie docieram do mojej ulubionej pozycji, gdzie czynnikiem w końcu nie jest pracodawca, ale sama matka... 

8. Matki nie chcą rozstawać się ze swoją pociechą. 
Droga matko, kimkolwiek jesteś, masz z całą pewnością cudowne dziecko. I chociaż jesteś dla niego najważniejsza na świecie, to nie jedyna. Prócz Ciebie na świecie znajduje się całe mnóstwo innych ludzi, w tym dzieci, z którymi Twoje dziecko z pewnością będzie chciało "złapać" kontakt. Owszem, martwisz się o nie i to całkowicie zrozumiałe. Jednak powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że Twoje możliwości znalezienia pracy w większej mierze znajdują się w Twej psychice. Jeśli intuicyjnie i podświadomie nie chcesz wracać do pracy, bo obawiasz się o swą pociechę - nie bój się, pracy najprawdopodobniej nie znajdziesz bądź długo jej nie zachowasz...

Zatem zwracając się do wszystkich mam, które uważają, że możliwość znalezienia pracy nie istnieje - udowodniłam, że jest inaczej. Mało tego, sama pracę znalazłam w 2 dni... i to bynajmniej nie jedną posadę. Obecnie jestem szczęśliwą matką, żoną oraz spełniającym się pracownikiem... 

środa, 21 stycznia 2015

Babciowo i Dziadkowo.... ;)

Dziś szczególnie pragnę powitać wszystkie wspaniałe babcie oraz wszystkich cudownych dziadków :) 

Jesteście cudowni. 
Wychowaliście w pocie czoła naszych rodziców, a i nam poświęcacie swoje siły i czas. 
Z całego serca dziękujemy Wam za Wasze wsparcie, uczucie i każdą chwilę, gdy byliście dla nas... :) 


piątek, 16 stycznia 2015

Są czyny, których aż wstyd...

Witam, 

Ostatnio rozmawiałam z jedną znajomą, z którą pracuję. Obie jesteśmy matkami, przy czym jej córka ma już skończone 5 lat. Od czasu do czasu wymieniamy się w związku z tym różnymi historiami i opowiadaniami o dzieciach - naszych bądź z naszego otoczenia. 

Wtedy - w zasadzie nie tak dawno temu - temat o dziwo dotyczył nas i naszych przewinień oraz grzeszków z przeszłości. Wzajemnie "przechwalałyśmy" się swoimi wyczynami - która kiedy więcej wypiła, która co przeżyła... Normalnie pewnie każdy porządny człowiek uznałby, że nie ma czym się chwalić, ale przyznać trzeba - każdy coś za uszami ma. Nawet jeśli jego rodzice bądź rodzina nie do końca zdaje sobie z tego sprawę... 

I właśnie... a propo rodziny. Nawet nie wiem kiedy, a temat zszedł na naszych rodziców, a następnie na dzieci. Ależ to się działo, o czym nasi rodzice nie mają pojęcia. Jak przypomnę sobie niektóre sytuacje z mojego życia, włos jeży się na głowie. Wtedy owszem, zabawa pełną parę, bo przecież dobrze się bawić, to się nawalić... Ileż młodych tak sądzi - nie byłam wyjątkiem. Jednak swoje przeżyłam i wyszalałam się, zanim los ustatkował bardziej moje życie. 
Podejrzewam, że mojemu ojcu także włos zjeżyłby się na głowie - i pewnie nie tylko - gdyby zasłyszał choćby przypadkiem, jakich to rzeczy dopuszczała się jego córeczka. 

A co przed tą córeczką ? Córeczka córeczki ? 
Szczerze mówiąc, włos jeży się na mojej głowie na samą myśl o tym, że moje dziecko mogłoby robić podobne rzeczy. Nie wyobrażam sobie reakcji, gdybym była świadoma tego czy tamtego. 
Dotąd surowo spoglądałam na choćby drobne przewinienie, jak sięganie po papierosy. Nie pochwalam palenia i sama nie palę, ale nie cofnę czasu i tych chwil spędzonych w gimnazjum w  damskiej toalecie pośród koleżanek i dymu.  
Nie pochwalam pijaństwa, ale nie jestem w stanie cofnąć chwil, gdy popijałam w tajemnicy przed ojcem, próbując alkoholi. Nie cofnę chwil, gdy bełkocząc, po pijaku dzwoniłam do znajomych. 
Nie chciałabym, aby moja córka uprawiała sex z pierwszym (bądź którymś) chłopakiem, a ustatkowała się, ale przecież sama nie "kupiłam kota w worku". 

Rodzice najczęściej oceniają, krytykują i zakazują. 
Nie pamiętają jednak jacy sami byli. 
Nie chciałabym, aby moja córka przechodziła przez pewne sytuacje, nawet jeśli miałyby one być na jej własne życzenie... jednak skoro sama nie byłam aniołkiem z aureolą oraz skrzydełkami, nie mam prawa oczekiwać tego od córki. 

Owszem, jak każdy rozsądny, a przede wszystkim kochający rodzic, chcę jak najlepiej dla niej... jednak uważam, że pewnych rzeczy nie unikniemy jako rodzice. 
Jednak wiem, że ocenianie i krytyka niewiele może pomóc... wiem, ponieważ sama byłam nastolatkiem - zwłaszcza tym zbuntowanym. Aż boję się tego okresu, bo zdaję sobie sprawę, że nic nie będzie takim, jakim bym chciała... 
Mimo to jestem matką i zawsze kochać będę własne dziecko. 
Kochać, wspierać i pomagać :) :* 

niedziela, 11 stycznia 2015

Jesteś dla dziecka całym światem!

Witam serdecznie wszystkich wspaniałych rodziców ! :) 

Kochasz swoje dziecko ? Chcesz dla niego jak najlepiej ? Pragniesz zapewnić swojemu maluszkowi to co najlepsze ?  Chciałbyś, aby niczego mu nie zabrakło ? 
To nie tekst reklamy, chyba że reklamujesz samego siebie... 

Dzieci potrzebują rodziców. Ich ciepła i miłości. Poświęconego czasu raz uwagi. To dzięki nam nasze dzieci rozwijają się prawidłowo. Dzięki nam łatwiej pokonują przeszkody. 
Jesteśmy po to, aby być rodzicami, ale również przyjaciółmi. Wsparciem w trudnych chwilach, pomocą i zapewnieniem bezpieczeństwa. To na nas polegają nasze skarby już od pierwszej chwili. 

Pełne zaufanie... tworzy się, gdy delikatnie bierzesz swe dziecko na ręce.
Kiedy przytulasz je do swego serca po raz pierwszy i każdy kolejny.
Gdy patrząc prosto w oczy wypowiadasz swe uczucia. 
Gdy uśmiechasz się, masujesz.
Nie upuszczasz podczas pierwszych kąpieli.
Gdy złapiesz je na ręce, chroniąc przed upadkiem na ziemię. 
Ono nie powstaje w przedszkolu, szkole podstawowej i później. 
Wtedy jest tylko pielęgnowane to zaufanie, które wytworzyliśmy w pierwszych dniach, miesiącach życia naszego maluszka. 

Owszem... 
Dziecko potrzebuje jedzenia i picia - ktoś musi zarobić.
Dziecko potrzebuje ubrania - ktoś musi zarobić. 
Dziecko nie obejdzie się bez środków czystości - ktoś musi zarobić. 
Dziecko powinno posiadać zabawki - ktoś musi zarobić. 
Dziecku chcielibyśmy zapewnić pomoce i zajęcia dodatkowe - ktoś musi zarobić. 
Ale dziecku najbardziej potrzebny jesteś TY. 

Pamiętaj o tym zawsze, gdy krzykniesz na dziecko. 
Zawsze ilekroć podniesiesz na nie głos albo nawet i rękę. 
Pamiętaj, bez względu ile innych ważnych spraw zaprząta twe myśli. 
Pamiętaj nawet, jeżeli cały Twój świat się sypie...
Ty dla swojego dziecka jesteś całym światem... a ono dla Ciebie ?