Konta osobiste

czwartek, 23 października 2014

Powrót do pracy nieunikniony.

Witam. 
Wiem, jak również zdaję sobie sprawę z mojej ostatniej absencji na blogu. Pragnę z góry zastrzec i zaznaczyć, iż nie został on ani opuszczony, ani też zapomniany. Nadal będę zaglądać, odnotowywać własne przemyślenia, obserwacje oraz przeżycia. Nie zawieszam prac dotyczących tej twórczości, gdyż dotyczy ona tego, co najważniejsze - mojej córki. Być może w przyszłości także innych dzieci... 

Natomiast już wyjaśniam powód mniejszej aktywności i rzadszego publikowania kolejnych postów. Chcąc czy nie chcąc, musiałam wrócić do pracy. Tak, tak, spotkałam się już z opiniami pełnymi oburzenia. No, bo przecież od urodzenia mojej cudownej córeczki pracowałam. Owszem, wykonywałam prace związane z opieką nad domem oraz przede wszystkim nad dzieckiem. Jednak mam tu na myśli pracę zarobkową... No, i oczywiście oburzenie otoczenia nie dotyczyło tylko sformułowania bądź określenia. Niestety...

Nie mało też nasłuchałam się pretensji kierowanych do mnie odnośnie mojej pracy. Momentami miałam wrażenie - którego z resztą nie jestem w stanie wciąż się wyzbyć - że jestem postrzegana jako wyrodna matka materialistka, która bez skrupułów porzuca swoje dziecko. Niestety lub -stety nie przesadzam w tej chwili, ponieważ takie stwierdzenia padły bezpośrednio i praktycznie bez owijania w bawełnę. Jak pisałam niedawno w innym poście, nie znoszę oceniać innych, ale milczeć też nie mogę, kiedy co poniektórzy robią ze mnie potwora. Zwłaszcza jeśli są to osoby, które same nie "pobrudziły" sobie rąk pracą.

Oczywiście, fajnie byłoby móc zostać z córką w domu i nic nie robić, tylko czekać, aż inni zrobią i podadzą to lub owo na złotej tacy. Super. Nie martwić się absolutnie o nic, aczkolwiek nie należę do grupy celebrytek, które stać na wszystko. Nie, należę do większej części społeczeństwa polskiego, gdzie potrzeby przewyższają znacznie zarobki oraz możliwości. 

Nie chcę zastanawiać się, jak zawiązać koniec z końcem, aby przeżyć od 10-tego do 9-tego kolejnego miesiąca. Nie chcę też, żeby moje dziecko musiało zastanawiać się kiedykolwiek nad tym czy może bodajby zapytać o drobne na jakieś wafle itp. Niejednokrotnie spotykałam ludzi odmawiających dzieciom czegokolwiek i wszystkiego jednocześnie, tłumacząc się przy tym brakiem pieniędzy. Nie wnikam, jak to naprawdę było z posiadaniem przez nich tych pieniędzy - nie moja broszka - lecz nie chcę, aby mojemu dziecku kiedyś czegoś zabrakło. 

Niestety wszystko kosztuje, a życie jest coraz droższe. Cały paradoks polega na czysto teoretycznym zachęcaniu ludzi do posiadania potomstwa i zerom zaangażowaniu państwa w pomoc im - nie mam na myśli żerowania na zasiłku. Znam całą masę rodzin, gdzie oboje rodziców niemal cały swój dostępny czas poświęca na pracę, aby wyżywić rodzinę - tu przede wszystkim myślę o dzieciach - a mimo to wcale nie jest im łatwiej. 
Gdzie tu wspomnieć o fakcie, że każda najmniejsza rzeczy bądź produkt czy usługa - wszystko to trzeba zakupić zazwyczaj ciężko zarobionymi pieniędzmi. 

Wbrew opinii niektórych osób nie idę do pracy z własnych pobudek, ambicji i innych takich. Idę, ażeby moja córka miała w życiu nie tylko lepszy start, ale by całe jej życie było jednym wielkim spełnieniem. 

Być może następny post poświęcę nieco tematowi, z jakim zetknęłam się w ostatnim czasie nieco bliżej niż dotychczas - aktywacja zawodowa młodych mam, które najczęściej powracają na rynek pracy po świeżo zakończonym urlopie macierzyńskim (pół- lub rocznym). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz