Konta osobiste

czwartek, 5 listopada 2015

1 listopada... czyli jesienna zaduma już blisko.

Witajcie :) 
Wiem i doskonale zdaję sobie sprawę, że post ten dotyczy terminu przeszłego, ale przecież 1 listopada występuje co rok w kalendarzu. Co roku też tego dnia my, Polacy, obchodzimy szczególne święto. Być może czytający moje wcześniejsze wpisy zdążyli się zorientować, że nie należę do kościoła rzymsko-katolickiego, mimo to postanowiłam zaliczyć swą skromną osobę w poczet "MY". 

Jakie święto obchodzimy tego dnia, każdy z pewnością wie i wyjaśniać nie trzeba. Dzień wszystkich świętych kojarzy się na pewno z taką typową jesienną zadumą, kiedy pochylamy się nad grobami najbliższych, zapalamy znicze, wspominamy wspólnie spędzony kiedyś czas. Mam nawet wrażenie, że dzień ten i tradycja z nim związana bliższa jest naszemu narodowi niż święta państwowe, jak chociażby 3 maja bądź nadchodzący wielkimi krokami 11 listopada. Mentalność społeczeństwa jest potężną sprawą. 

Bez bicia przyznam się, że nie byłam w tym roku na grobach. Zaznaczam, że nie ma to nic wspólnego z wyznawanymi przeze mnie wartościami, wierzeniami czy kto co jeszcze wymyśli. Byłam tydzień przed, byłam niedawno, ale nie 1 listopada. Szczerze mówiąc już na jakiś czas przed tym dniem zastanawiałam się, jak zabiorę córkę na cmentarz "w odwiedziny". Dwuletnie dziecko z pewnością niewiele rozumie, jednak tradycja tradycją i powtarzana co rok zostawia w pamięci pewien ślad. Trwały ślad. 

Jak zatem dziecku wytłumaczyć, dlaczego nagle tego jednego dnia ludzie przypominają sobie o bliższych i dalszych, po czym szumnie skupiają się na cmentarzach? Z córką nie raz i nie dwa odwiedzamy groby bliskich, zapalamy znicz, sprzątamy. Chcemy, aby znała wartości od małego. Jednak troszkę mnie samą smuci fakt, że za każdym razem jesteśmy jednymi z nielicznych osób, które są w tym miejscu. Widok zaniedbanych, wręcz zapomnianych grobów sprawia, że niejednokrotnie zastanawiam się, co ten nagrobek robi jeszcze na cmentarzu. I wtedy - jak co roku - pojawia się on, 1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych. 
Nagły zryw pośród ludu, który tego dnia nakazuje wręcz wyruszyć na cmentarz, przypomnieć sobie że XY kiedyś istniał i być może nawet mieliśmy z nim przyjemne wspomnienia. Panie obsługujące przycmentarne stragany z pewnością są zadowolone z takiego obrotu sprawy, ponieważ nagle zarabiają kilkukrotnie więcej niż w przeciągu całego roku. 

I jeśli mam być szczera, boję się, że kiedyś moja córka podrośnie i podczas wizyty na cmentarzu spyta "dlaczego tu nikogo nie ma, a tamtego dnia są tłumy?". Nie mam bladego pojęcia, co odpowiedzieć. Usprawiedliwiać z pewnością nie będę, wymawiając brakiem czasu, ogromem innych zajęć, gdyż sama też czas gospodaruję pomiędzy wiele obowiązków. Tylko jak wyjaśnić dziecku, że ludzie pamiętają wtedy, gdy jest albo za późno, albo nakazuje tego tradycja... ?

Może ktoś z Was wpadnie na taki pomysł.
Być może komuś dałam do myślenia. 
Tymczasem jednak życzę Wam, moi drodzy, spokojnej nocy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz