Konta osobiste

wtorek, 10 lutego 2015

Maks jest maksymalistą...

I tak oto pragnę Wam przekazać w pierwszej kolejności wieści - nie wygrałam. 
Nie traktuję tego jednak jako porażki, a jak możliwości zdobycia nowego doświadczenia oraz pewnej wiedzy, być może przydatnej przy kolejnej okazji ;) 

Muszę przyznać, że stosunkowo często widuję w telewizji - choć i tak bardzo mało jej oglądam - reklamę z Maksem i słynnym hasłem: "Maks jest maksymalistą..."! 
I tu powinno paść wielkie "WOW!" na widok mężczyzny uprawiającego jogging z czwórką swoich pociech w wózku... Bo chociaż jest to niezwykłe osiągnięcie - jak i wszystkie kolejne ukazane w spocie reklamowym - to jednak bardziej widok ten napawa mnie przerażeniem. 

Może od razu wyjaśnię, co konkretnie wzbudza we mnie takie negatywne emocje. Przecież posiadanie dzieci jest cudowne, wspaniałe, niezwykłe i co tam jeszcze najlepszego... a co dopiero kiedy takich pociech jest więcej niż jedna. Oczywiście, zgadzam się z tym jak najbardziej. Jednakże wbrew wszelkim pozorom i publicznym ogłoszeniom, Polska do grupy krajów prorodzinnych nie należy... Nie sztuką jest również "naprodukowanie" dzieci, aby później skutecznie im wszystkiego odmawiać i skrupulatnie wyliczać wszelkie ewentualne przyjemności. Już nie wspominając sytuacji, gdy rodzic wręcz wypomina swemu potomkowi nawet to, co się dziecku po prostu należy... z urzędu ! 
Skandaliczne ? 
Przesadzone ?
O, dziwo świadkiem takiej sytuacji miałam wątpliwą przyjemność zostać, po czym wraz z mężem udaliśmy się na zakupy z owym dzieckiem, aby choć odrobinkę mogło zaznać przyjemności w życiu... 

Jak najbardziej popieram dążenie ludzi do maksymalnych osiągnięć, do granic możliwości by uzyskać jakąś korzyść, ale absolutnie nie kosztem naszych własnych dzieci... 
Być może czwórka maluchów nie przeżywała przykrości, jednak biorąc pod uwagę realia - przynajmniej te polskie - nie sądzę, aby więcej takich przypadków miało swe "szczęśliwe zakończenie". 

W końcu realnie i mocno przyziemnie patrząc, maksymalne rozmnożenie niesie za sobą maksymalne koszty... pieluch nie kupuje się już z 2-3 paczki / miesiąc, ale przynajmniej z 10... Dodajmy, że matka maluszków może nie jest farciarą i piersią też nie karmi. Co za tym idzie, biedaczka zamiast korzystać z macierzyńskiego - o ile coś takiego będzie jej przysługiwać - będzie musiała jak najszybciej szukać pracy, żeby zapewnić to i owo. 
Z całym szacunkiem dla mężczyzn - głów rodzin i żywicieli, w Polsce nie macie zbyt wielkich możliwości na wykazanie się, aby maksymalnie i ze spokojem móc biegać po ulicach pchając wózek z czwóreczką... 

Czyżbym brała pod uwagę tylko kwestie finansowe ? 
Ależ wcale nie... Kwestię szybkiego przemieszczania się z miejsce na miejsce z czwórką dzieci (nawet jeśli ktoś posiada własny samochód) też. Podobnie też myślę o samym porodzie takiej czwórki. Wiadomo, cesarka... aż nad zbyt oczywiste. Jednak jakoś nie widzę pana dającego sobie wybitnie radę z całą czwórką, domem i żoną, która przecież musi dojść do siebie... 

Maksymalnie nie zawsze znaczy lepiej... 
Lepiej, znaczy mieć wgląd na dobro naszych dzieci - obecnych i przyszłych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz