Konta osobiste

niedziela, 19 kwietnia 2015

Misja Rodzic

Kim jesteśmy, aby móc decydować za nasze dzieci?
Dlaczego często zakładamy za nie, jaki zawód posiądą w przyszłości? 
Kto dał nam prawo do całkowitego narzucania dziecku własnej woli? 
Wciąż wyobrażamy sobie nasze pociechy jako młodych lekarzy, prawników czy inne wysoko postawione osobistości. I przede wszystkim zdolne... 

Poświęcając samych siebie, gotowi jesteśmy choćby stanąć na głowie i zaklaskać uszami, aby posłać malucha jak najwcześniej oraz na jak największą ilość zajęć dodatkowych. Nie rzadko także stajemy na straży związków lub znajomości naszego dziecka (pomijam tu kwestie, kiedy nasz młody geniusz wolnym krokiem wkracza coraz głębiej w bagno). Najchętniej też wybralibyśmy sobie nasze synowe lub zięciów oraz sugestywnie narzucili wiarę czy orientację seksualną... Bo przecież nie urodziłam ateistycznej, biseksualnej tancereczki w nocnym klubie go-go z zaledwie podstawowym wykształceniem.

Nie! Nie urodziłam! 
Podobnie jak nie wydałam na świat lingwistycznego geniuszu, dobrze rokującego prawnika o niezwykle uduchowionej oraz wrażliwej osobowości i artystycznym powołaniu. Nie wspominając już o cudownym mężu bądź gospodarnej żonie w pakiecie. 

Jestem matką, ale... 
Bycie rodzicem nie daje mi prawa wyłączności decyzji w życiu mojej córki. Jako rodzic mam przed sobą misję. Misję wychowania, ukierunkowania, naprowadzenia, opieki, wsparcie itp., itd. Natomiast nigdzie pośród tych czynności nie wskazano przymuszania do rozmaitych czynności, przelewania wygórowanych ambicji i oczekiwań na dziecko, narzucania własnego zdania czy nietolerancji wobec niego. Lista z pewnością mogłaby być o wiele dłuższa, ale chyba każdy wie, o co chodzi. 

Oczywiście, każdy z rodziców ( bynajmniej nie mam na myśli żadnej psychopatycznej odmiany) chce dla swojego dziecka, serduszka, aniołka, bąbelka itd. jak najlepiej. Z pewnością każdy gdzieś w swojej podświadomości utworzył listę cech, jakie chciałby zaszczepić swojemu potomkowi. 
Najprawdopodobniej w jednym z kolejnych wpisów przedstawię Wam moją, których rozwój chciałabym szczególnie wesprzeć w mojej córce. 

Jaka będzie, gdy dorośnie...? 
Nie mam bladego pojęcia. 
Wiem tylko, że zawsze będę ją kochać i wspierać. 
Nawet jeśli oznaczałoby to podjęcie działań nie koniecznie przyjemnych dla niej samych. Bowiem przyjemne nie zawsze równe jest pożytecznemu - i odwrotnie. 

Podsumowując... 
Jestem rodzicem. Kochającą matką. 
I mam misję w życiu. 
Przygotować moje dziecko do zmierzenia się z życiem, codziennością, a nawet z samą sobą... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz